Urodzony w 1926 r., podporucznik, oficer śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
W 1944 r. wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego. Po wojnie zaczął pracę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego jako oficer śledczy. Kiedy 13 grudnia 1950 r. na rozkaz dyrektora Departamentu Śledczego MBP, płk. Józefa Różańskiego, gen. Fieldorf (generał brygady Wojska Polskiego, organizator i dowódca Kedywu Armii Krajowej, zastępca Komendanta Głównego AK, twórca konspiracyjnej organizacji NIE) został osadzony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej, śledztwo – za zgodą naczelnika Wydziału Śledczego MBP ppłk. Ludwika Serkowskiego – przejął Górski (pierwsze przesłuchanie prowadził kpt. Lutosław Stypczyński). Intensywne przesłuchania (w sumie było ich 15) prowadził od 21 grudnia 1950 do 14 lipca 1951 r. Górski sporządził również kłamliwy akt oskarżenia przeciwko generałowi. Zarzucił mu, że podczas okupacji wydawał rozkazy likwidowania, względnie rozpracowywania – przy współpracy z Niemcami – komórek PPR, oddziałów Gwardii Ludowej i Armii Ludowej oraz partyzantki sowieckiej.
Mimo niebagatelnej roli w sprawie „Nila” Górski nigdy nie stanął przed sądem. Profesor Witold Kulesza, kiedy był dyrektorem Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, wyrażał nadzieję, że Górskiego pociągnie do odpowiedzialności – gdy powstanie – Instytut Pamięci Narodowej. Potem IPN powstał, a prof. Kulesza został szefem pionu śledczego tej placówki, ale były śledczy dalej spał spokojnie. Z warszawskiego Mokotowa, gdzie mieszka, na plac Krasińskich, gdzie mieści się IPN, można dojechać w pół godziny.
Kiedy kilka lat temu Kazimierz Górski dał się namówić na krótką rozmowę telefoniczną, podkreślał, że ma kłopoty rodzinne i jest bardzo chory.
– W jaki sposób trafił pan do MBP?
–W roku 1944 zgłosiłem się do wojska jako ochotnik, brałem udział w wyzwalaniu Pragi. Do resortu przydzielono mnie w roku 1947. To był dla mnie następny etap pracy. Tam też mieliśmy polskie mundury, czapki z orzełkami.
– Czy wiedział pan, kogo przesłuchuje, kim jest August Emil Fieldorf?
– Oczywiście, sam mi o tym opowiadał.
– Generała torturowano w śledztwie...
– To niemożliwe. Ja przynajmniej nie stosowałem żadnego nacisku. Zapisywałem tylko to, co mówił.
– Śledztwo trwało jednak kilka miesięcy...
–Wszystko zależało od mojego kierownictwa – również to, kiedy należy rozpocząć i zakończyć sprawę. Szeregowy pracownik MBP miał niewiele do powiedzenia, wykonywał wyłącznie rozkazy przełożonych. Byłem tylko pionkiem w grze. Takie były wtedy czasy (westchnienie). Miałem naciski z dwóch stron – w pracy i w partii. Wtedy wszyscy musieli należeć do jakiejś organizacji, ja byłem w ZMW [Związku Młodzieży Wiejskiej – przyp. red] .
– Generał Fieldorf musiał zginąć, bo nie przyznał się do winy, nie zgodził się na udział w ubeckiej prowokacji, jaką była V Komenda WiN.
– Rzeczywiście, na wszystkie zarzuty odpowiadał przecząco. Ale o tym drugim problemie nic mi nie wiadomo.
– Jak pan dziś, po latach, ocenia swoją rolę w sprawie generała Fieldorfa?
– Samokrytycznie. Generał był człowiekiem na wysokim poziomie, bardzo inteligentnym. Żałuję, że musiałem w tym wszystkim uczestniczyć. Spełnianie poleceń kierownictwa nie należało do przyjemności. Ale to są bardzo odległe sprawy.
Stanisław Płużański
zobacz też: August Emil Fieldorf