Urodzony w 1925 r. w Kuśniszczach II, funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, pisarz.
Syn Stanisława Kuźmicza. Mieszkał na Wołyniu z rodziną do 1943 r. Uciekł przed zbrodniczą działalnością oddziałów UPA.
Potem służył w Wojsku Polskim z którym w 1944 r. przybył do Rzeszowa, gdzie formowała się 10. Dywizja Piechoty Wojska Polskiego. Tam został skierowany do Resortu Bezpieczeństwa Publicznego. Od 11 września 1945 do 10 maja 1946 r. był zastępcą szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Przemyślu. Już jako porucznik, od 11 maja 1946 do 29 lutego 1948 r. pełnił funkcję szefa PUBP w Jarosławiu. Wówczas popełnił przestępstwa, za które miał być później sądzony. Został później pełniącym obowiązki zastępcy naczelnika Wydziału I Kontrwywiadu w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie, a od 1 maja 1950 do 1 kwietnia 1955 r. był naczelnikiem Wydziału I Kontrwywiadu WUBP w Rzeszowie. Od 1 kwietnia 1955 do 28 listopada 1956 r. był naczelnikiem Wydziału II WUBP w Rzeszowie. Dorobił się stopnia kapitana.
W III RP poświęcił się upamiętnianiu ofiar „rzezi wołyńskiej”. W 2006 r. wydał książkę pt. Zbrodnie bez kary o mordach dokonywanych przez OUN i UPA oraz opisującej walki milicjantów i żołnierzy Wojska Polskiego z UPA w rejonie Rzeszowa przed akcją „Wisła” i w czasie jej trwania. Prowadzi też bloga i aktywnie uczestniczy w dyskusjach na forach – głównie kresowych, obok takich osób jak ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski czy Ewa Siemaszko. Łukasz Kuźmicz podpisuje się pod apelami do parlamentu i rządu, np. w imieniu środowisk kresowych do ministra sprawiedliwości, zarzucając IPN, że prawdziwych zbrodniarzy z OUN – UPA wybiela i umarza śledztwa, prowadzi natomiast setki spraw wydumanych o nieistniejącej komunie i zbrodniarzach komunistycznych, żądając rozliczenia zbrodni ukraińskich. Rzeszowski IPN oskarżył go o popełnienie 197 zbrodni komunistycznych. Tylu zarzutów nie miał dotąd żaden ubek. Zdaniem prokuratury Kuźmicz znęcał się fizycznie i psychicznie nad więźniami, a na stosowanie tortur pozwalał także podwładnym. Czyli ubecki standard. Tylko że liczba 197 poszkodowanych – tych ustalonych – nie jest już standardowa. O jakie konkretnie zbrodnie chodzi? To bezprawne – bez żadnych podstaw – pozbawianie wolności, a potem przetrzymywanie bez postanowienia o tymczasowym aresztowaniu – do 14 dni i dłużej. Trwające często przez kilka dni i nocy przesłuchania (tzw. konwejer). Znieważanie wulgarnymi i obraźliwymi słowami, obrażanie godności osobistej, grożenie śmiercią. Rażenie prądem, zamykanie w karcerze. Zmuszanie do robienia przysiadów, skakania w pozycji kucznej (tzw. żabki), siedzenia na nodze od taboretu. W końcu bicie, również taboretem, kopanie i wykręcanie palców u rąk i nóg.
Łukasz Kuźmicz prześladował też rodziny. Taryfy ulgowej nie stosował nawet wobec nieletnich – IPN potwierdził zatrzymanie kilkorga z nich. Ofiary Kuźmicza były więzione w ciemnych, wilgotnych i nieogrzewanych celach, spały na betonowej podłodze bez okrycia, możliwości skorzystania z toalety i łaźni. Celowo wydzielano im zmniejszone racje żywnościowe. Taki los spotkał m.in. podejrzanych o przynależność do Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Akt oskarżenia przeciwko Łukaszowi Kuźmiczowi trafił do Sądu Rejonowego w Jarosławiu. Ze względu na skalę zbrodni, liczbę pokrzywdzonych i świadków – 600 osób, wynajęto nawet salę widowiskową w miejscowym ośrodku kultury. Ale oskarżony już kilka razy się nie stawił. Powód standardowy – choroba. I chory już się nie stawi, bo to przypadłość przewlekła – orzekł biegły kardiolog. Żyje, nieosądzony, do dzisiaj.
Stanisław Płużański