Żołnierze
Wyklęci-niezłomni
100

Katownie nkwd/ub

ZNAJDŹ NA MAPIE to map

Piotrków Trybunalski - więzienie

ulica Wojska Polskiego 24

Historia tego obiektu sięga kilku wieków wstecz. Początkowo w miejscu, gdzie było późniejsze więzienie utworzony został klasztor pijarów. Ich dobra zostały jednak zarekwirowane przez Prusaków po II rozbiorze Polski. Potem zorganizowano tam obóz dla jeńców – polskich uczestników powstania kościuszkowskiego. Pod pod koniec XIX w. władze carskie postanowiły utworzyć tam więzienie, które w okresie istnienia II RP służyło tak władzom polskim, , jak i Niemcom, w latach 1939-1945. W tym ostatnim okresie w piotrkowskim więzieniu przebywali więźniowie skazani na kary powyżej 5 lat pozbawienia wolności oraz karę śmierci. Wyroki na tych ostatnich wykonywano początkowo w obrębie więzienia. Później transporty śmierci kierowano m.in. do Lasu Wolborskiego. W 1945 r. obiekt został przejęty przez bezpiekę. Od tamtej pory przetrzymywano tam Polaków, ale także grupę zbrodniarzy niemieckich. Tych ostatnich, pomimo, że zostali skazani na karę śmierci, rzadko kiedy uśmiercano. Przykładem był choćby Herman Altman, czyli szef piotrowskiego Gestapo. Po 1956 r. mieścił się tam areszt śledczy. Od 2005 r. byłe więzienie w Piotrkowie znajduje się w rękach prywatnych.

Płock - siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego

ulica 1 maja 3/5 (dawniej ul. Dominikańska 5)

Gmach wybudowano na początku XX w. Przez kilkadziesiąt lat służył jako kamienica czynszowa. Dopiero w 1941 r. wprowadziło się tu Gestapo, a w styczniu 1945 r. zajęło go NKWD i aparat bezpieczeństwa. Do prowadzenia śledztw wykorzystywano istniejącą infrastrukturę: na pierwszych dwóch piętrach były pokoje przesłuchań, a w piwnicy areszt śledczy. W 1956 r. do kamienicy przy u. 1 maja wprowadziła się Milicja Obywatelska. Później znajdowała się tutaj komenda wojewódzka MO i płocka Służba Bezpieczeństwa. Od roku 1990 gmach użytkuje Policja.

Pruszków - placówka NKWD

 ulica Armii Krajowej 11 (dawniej ul. Pęcicka 3, ul. 17 stycznia 3)

Miejsce to było jednym z kilku, w których w 1945 r. ulokował się sowiecki aparat represji. Budynek przy Armii Krajowej 11 został wybudowany przez właścicielkę dużego zakładu krawieckiego – panią Szulcową. W 1945 r. dom ten zajęły siły NKWD. To właśnie w tym miejscu najważniejszy sowietnik przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS Iwan Sierow zorganizował prowokację, w trakcie której zatrzymano szesnastu najważniejszych przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego. Wśród aresztowanych byli m.in. wicepremier Rządu RP i Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski oraz ostatni Dowódca Armii Krajowej gen. Leopold Okulicki. Obecnie dom znajduje się w rękach prywatnych.

Pruszków - placówka NKWD i Urzędu Bezpieczeństwa

 

ulica Armii Krajowej 77 (dawniej 17 stycznia 77)

Kolejnym miejscem, w którym NKWD ulokowało się Pruszkowie był Pałacyk Teichfelda. Przed wojną jego właścicielem był Jakub Teichfeld – właściciel fabryki ceramiki. Następnie, już w okresie międzywojennym pałacyk należał do rodziny Ehrenreichów, którzy kierowali firmą fajansową. Na początku 1945 r. gmach został zajęty przez NKWD, a także prawdopodobnie aparat bezpieczeństwa. Po opuszczeniu tego miejsca przez organa represji zostały tam zorganizowane Zakłady Porcelitu Stołowego. Pracownicy tego przedsiębiorstwa opowiadali, że na ścianach piwnicznych pałacyku były wyryte imiona oraz daty. Wyryli je oczywiście więźniowie, którzy tam przetrzymywani. Obecnie, po upadłości Zakładów Porcelitu Stołowego budynek znajduje się w rękach prywatnych.

Pruszków - placówka NKWD

 ulica Daszyńskiego 16 (dawniej Klonowa 16)

W styczniu 1945 r. sowieckie organa bezpieczeństwa zajęły również dom przy obecnej ul. Daszyńskiego, z którego wyrzucono na bruk rodzinę Tabaczyńskich. W budynku tym NKWD rezydowało kilka miesięcy. Tutaj też trafił Tadeusz Bobrowski – żołnierz AK, któremu oficer sowiecki, w polskim mundurze zarzucił redakcję słynnego wiersza pt. „Czerwona zaraza”. Po wyjeździe z Daszyńskiego, Bobrowski został przewieziony do innej placówki NKWD, która znajdowała się w podwarszawskich Włochach (obecnie dzielnica Warszawy). Potem trafił do obozu w Rembertowie, a stamtąd, wraz z gen. Augustem Emilem Fieldorfem został wywieziony do sowieckich łagrów na Uralu.

Pruszków - placówka NKWD

ulica Kraszewskiego 18

„Willa pod Bocianem”, która przed wojna była prywatną własnością została zajęta przez NKWD na samym początku 1945 r. Wcześniej znajdował się tam posterunek żandarmerii niemieckiej. Niestety dziś nie wiadomo, w jaki sposób NKWD wykorzystywało budynek. Pewnym jest, że funkcjonariusze sowieckiego aparatu represji przebywali tam tylko kilkanaście tygodni, tj. do kwietnia 1945 r. Później do „willi pod Bocianem” wprowadził się komitet miejski Polskiej Partii Robotniczej. Ostatecznie żona przedwojennego właściciela budynku sprzedała nieruchomość miastu. Dziś jest tam Poradnia Leczenia Odwykowego.

 

Pruszków-Tworki - obóz przejściowy NKWD/UB

ulica Partyzantów 2/4

Obóz zorganizowano w jednym z pawilonów (VIIIa) szpitala psychiatrycznego.  Na samym początku 1945 r. obóz przejściowy utworzono w Tworkach, w jednej z dużych hal fabrycznych Warsztatów Kolejowych. Następnie postanowiono przenieść obóz na teren szpitala, do pawilonu VIIIa. Początkowo komendantem obozu był żołnierz Polskiej Armii Ludowej (nie mylić z Gwardią/Armią Ludową Polskiej Partii Robotniczej) Mieczysław Dziedzic „Ździebko” a personel stanowili jego podkomendni. Po jakimś czasie żołnierzy PAL wycofano, a ich miejsce zajęli funkcjonariusze komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. W obozie przetrzymywano przede wszystkim żołnierzy Wehrmachtu, volksdeutschów ale również granatowych policjantów, którzy współpracowali z polską konspiracją oraz akowców. Warunki w tym miejscu były straszne. Panowały tam epidemie duru brzusznego i czerwonki. Ponadto prowadzono wówczas bardzo ciężkie przesłuchania, które wielokrotnie kończyły się śmiercią przesłuchiwanych. Istnieją relacje mówiące o tym, że na cmentarzu tworkowskim pochowano 200 osób zamęczonych w trakcie śledztw.  Inne ciała wywożono do Lasu Chlebowskiego. W czerwcu 1945 r. obóz został rozwiązany, a więźniowie trafili do więzienia mokotowskiego.

A. Wstęp

Rok 1945 dla wielu krajów oraz dla wielu narodów był czasem zakończenia najbardziej przerażającego wydarzenia XX wieku – czasu okupacji niemieckiej i całej II wojny światowej.

Niestety, nie wszystkie narody Europy mogły się cieszyć pokojem i rozpocząć prace nad odbudową zniszczeń wyrządzonych przez niemieckiego okupanta. Dla wielu z nich, w tym dla narodu polskiego, nastał czas nowej okupacji – okupacji komunistycznej, która –   jak się miało okazać – dla wielu była jeszcze bardziej krwawym i jeszcze okrutniejszym czasem niż okupacja niemiecka. Paradoksem jest, że lata następujące po zakończeniu II wojny światowej propaganda komunistyczna w Polsce nazywała wyzwoleniem, podczas gdy był to czas antypolskiego terroru.

Terror ten rozpoczął się wraz z wkraczaniem na ziemie polskie wojsk sowieckich w 1944 r. i trwał – w swojej najbardziej drastycznej odsłonie – nieprzerwanie do 1956 r.

W tym czasie wskutek represji komunistycznych śmierć w Polsce poniosło ponad 50 tys. osób (żołnierzy i cywilów). Ludzie ci ginęli w różny sposób:

  • byli mordowani lub zamęczani w trakcie śledztw w siedzibach NKWD, Urzędu Bezpieczeństwa, Informacji Wojskowej,
  • byli mordowani w egzekucjach, które odbywały się na podstawie sfałszowanych dowodów i wyroków wydawanych przez sądy komunistyczne (wojskowe i cywilne),
  • umierali lub byli mordowani w więzieniach i obozach, w których ich osadzano,
  • byli zabijani w walce z komunistycznym okupantem lub mordowani w ramach działań pacyfikacyjnych.

Ostrze opresyjnego państwa komunistycznego wymierzone było szczególnie w członków antykomunistycznego ruchu oporu, w znakomitej większości żołnierzy Armii Krajowej oraz Narodowych Sił Zbrojnych, którzy po zakończeniu okupacji niemieckiej kontynuowali walkę zbrojną wymierzoną przeciwko nowemu okupantowi – komunistom wspieranym przez Sowietów. Walkę tę określamy mianem Powstania Antykomunistycznego.

Do zdławienia antykomunistycznego oporu komuniści powołali, na wzór sowieckiego NKWD, aparat represji nastawiony przede wszystkim na walkę z podziemiem antykomunistycznym. W jego skład wchodziły m.in.: Urzędy Bezpieczeństwa (bezpieka cywilna), Informacja Wojskowa (bezpieka wojskowa), sądy wojskowe, sądy cywilne, system więzień i obozów. Dziesiątki tysięcy ludzi pracowało dzień i noc nad rozbiciem oporu narodu polskiego. Ludzi poddawano nieludzkim torturom w trakcie śledztwa, mordowano strzałem w tył głowy, rozstrzeliwano lub wieszano na podstawie sfałszowanych dowodów oraz wyroków wydawanych przez komunistyczne sądy. Zsyłano na dziesiątki lat do ciężkich więzień, pobytu w których wielu osadzonych nie przeżyło. Nie oszczędzano nikogo, poddawani represjom byli wszyscy: młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, a także dzieci. Ludzie różnych przekonań i zawodów, świeccy i duchowni.

Ofiary represji, które zostały zamordowane, zamęczone w trakcie śledztw lub zabite w czasie walki i akcji pacyfikacyjnych, grzebano nocą w nieznanych miejscach. Wiele z nich do dzisiaj pozostaje nieznanymi. Ludzi grzebano w pobliżu cmentarzy, na ich terenie, na terenie siedzib Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej (m.in. w piwnicach), w lasach, na poligonach. Niektóre ciała przekazywano do zakładów anatomii, aby służyły studentom medycyny do eksperymentów naukowych. Komuniści wyspecjalizowali się w zacieraniu śladów swoich zbrodni, w tym celu stosowali różne, często wyrafinowane metody. Powrzucane do jam śmierci ciała zamordowanych posypywano wapnem lasowanym, które przyspieszało rozkładanie się szczątków. Na terenie, na którym grzebano ciała, stawiano budynki lub pokrywano go nowymi grobami, w których chowano ludzi zmarłych w sposób naturalny. Takie sytuacje miały miejsce na cmentarzach. Przykładem niech będą dwa warszawskie cmentarze - Cmentarz Wojskowy na Powązkach i cmentarz przy ul. Wałbrzyskiej na Służewie.

Do roku 1989 sprawa zbrodni komunistycznych dokonanych w latach 1944–1956 nie była przedmiotem działań systemowych podejmowanych przez instytucje państwa polskiego.

Po 1989 r., gdy powstała Główna Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, zaczęto prowadzić prace śledcze oraz poszukiwawcze, które dopiero po latach zaczęły przynosić efekty.

Poszukiwanie miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego - początki

W 2003 r. w oddziale wrocławskim IPN dr hab. Krzysztof Szwagrzyk stworzył autorski projekt naukowy o nazwie „Miejsca represji i kaźni”, którego celem było odszukanie tajnych miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego. Projekt, już u zarania, miał charakter interdyscyplinarny, bazował bowiem na współpracy naukowców różnych dziedzin: archiwistów, historyków, archeologów, antropologów, specjalistów medycyny sądowej, genetyków. Projekt pod kierownictwem dr. Szwagrzyka objął swoim zasięgiem Dolny Śląsk oraz Opolszczyznę. W jego ramach w 2004 r. zespół odnalazł, wydobył ziemi i doprowadził do identyfikacji szczątków 300 osób pogrzebanych na cmentarzach Osobowickim i Grabiszyńskim we Wrocławiu, cmentarzu komunalnym w Opolu Półwsi, cmentarzu komunalnym w Szczecinie.

Efekty prac poszukiwawczych, a także metody poszukiwań, ekshumacji i identyfikacji wypracowane w czasie trwania projektu „Miejsca represji i kaźni” stały się podstawą do rozszerzenia działań poszukiwawczo-ekshumacyjnych na całą Polskę i stworzenia ogólnopolskiego projektu badawczego, który 10 listopada 2011 r. został uruchomiony pod nazwą „Poszukiwanie nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944–1956”. Głównym celem projektu było odnajdywanie miejsc pogrzebania osób straconych i zamordowanych w okresie stalinizmu, ich ekshumacja oraz identyfikacja odnalezionych szczątków. Projektem kierował i kieruje do dzisiaj dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.

Podczas realizacji projektu Instytut Pamięci Narodowej podjął współpracę z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwem Sprawiedliwości. Innymi instytucjami, które wraz z IPN współpracują przy projekcie, są m.in.: Zakład Medycyny Sądowej (owocna współpraca rozpoczęła się już w 2003 r.) oraz Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu. Porozumienie o współpracy z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu zostało zawarte 22 maja 2014 r. Na mocy tego porozumienia IPN zobowiązał się do prowadzenia, koordynowania badań naukowych oraz propagowania ich wyników. Po stronie Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu znajduje się gromadzenie oraz przechowywanie danych medycznych pochodzących z antropologicznych i sądowo-lekarskich oględzin odnalezionych szczątków ludzkich, interpretacja tych danych oraz formułowanie odpowiednich wniosków sądowo-medycznych (m.in. ustalenie, co było przyczyną zgonu osoby, której szkielet został odnaleziony, tj. w jaki sposób dana osoba została pozbawiona życia).

1 czerwca 2014 r. w strukturach IPN został powołany Samodzielny Wydział Poszukiwań, w którego skład wchodziły zaledwie 3 osoby. W czerwcu 2016 SWP został przekształcony w Biuro Poszukiwań i Identyfikacji, na czele którego stoi dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, powołany 22 lipca 2016 r. przez Prezesa IPN dr. Jarosława Szarka na stanowisko wiceprezesa IPN. Do zadań realizowanych przez BPiI należy prowadzenie kwerend archiwalnych, sporządzanie ekspertyz i dokumentacji historycznej, sporządzanie dokumentacji prac poszukiwawczych oraz naukowe opracowanie ich wyników, a także współpraca z pionem śledczym IPN w celu pozyskiwania informacji z prowadzonych przez ten pion postępowań prokuratorskich w zakresie zadań, które realizuje BPiI.

Tadeusz Płużański, Beata Sławińska

Białystok - Siedziba NKWD i Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa

ul. Mickiewicza 5

Budynek wybudowany dla celów sądowniczych w 1929 r., odtąd siedziba Sądu Okręgowego. W czasie wojny najpierw został zajęty przez NKWD, a po wejściu Niemców w 1941 r. urządzono w nim szpital wojskowy. W 1944 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej, do gmachu powróciło NKWD. Gdy w listopadzie 1945 r. Sowieci zwolnili obiekt, władze miejskie podjęły czynności w celu wprowadzenia do niego miejscowych sądów, jednak w grudniu do budynku weszli samowolnie funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (do tej pory urzędujący przy ul. Branickiego 1). Pomimo protestów urzędników budynek pozostał pod władaniem Urzędu Bezpieczeństwa przez 11 lat. W piwnicach urządzono areszt, składający się z dziesięciu cel. Jeszcze w latach pięćdziesiątych w większości cel w oknach brakowało szyb, a więźniowie spali na gołych deskach lub nawet na betonowej podłodze.

Były więzień, Edward Kuśnierski, opowiadał m.in.:

„W lipcu 1950 r. trafiłem do celi nr 1 o powierzchni około 12 m2, w której grzyb żarł ścianę i śmierdziało fekaliami i moczem z przerdzewiałego kibla. Dzień i noc paliła się w celi żarówka o mocy 5–10 wat. W tej celi było nas 18. W nocy spaliśmy na cemencie, a przewracaliśmy się na komendę. Później wrzucili nam do celi dziewiętnastego. Był do tego stopnia zbity, zmasakrowany, że nie można go było poznać. Cały we krwi i sińcach. W nocy zmarł u nas w celi. Wyrzucili go na korytarz i dalej nie wiedzieliśmy, co zrobili z ciałem. Siedziałem tam sześć tygodni. Byłem w tym czasie 33 razy na przesłuchaniu”. W piwnicy były także trzy karcery, wspominała o nich Jerzemu Kułakowi Henryka Bartłomiejczuk: „Na UB w karcu siedziałam. Karc był wielkości szafy – bardzo ciasny. Ściany były mokre, wilgotne, na podłodze było pełno narobione, a ja byłam naga. Nie było mowy o położeniu się. Siedziałam więc na tych gównach oparta o mokrą ścianę”.

Jednak to nie warunki panujące w areszcie były najgorsze. Niemal wszyscy więźniowie wspominają przede wszystkim brutalne śledztwa, których wielu nie przeżyło. Jerzy Kułak dotarł także do Zygmunta Głębockiego:

No jak on mnie wtedy zaczął… Najpierw był »makaron«. To ciosy kantem ręki w tył szyi, tak że język wyskakiwał, a zęby zaciskały się i z języka krew tryskała. No, raz mnie tylko tak uderzył. Krew poszła. To nic. Wyplułem to. Potem wsadził mi palce w drzwi i przycisnął je. No, zęby zacisnąłem i nic. Bólu od cholery. Potem złapał moją rękę i wsadzał za paznokcie szpileczki. Nie wiem, z drewna czy z czego. Potem wyjął trochę te zapałki i chciał mi je zapalić. Wtedy ścisnąłem rękę i nie dałem zapalić. – A co się będziemy bawić – powiedział śledczy – to teraz sobie odpoczniesz. Wziął stołek, którego jedna noga była ostra, przewrócił go do góry nogami, postawił przy parapecie, kazał na to usiąść tak, żeby kiszka stolcowa znalazła się na tej ostrej nodze, ręce w tył, a nogi założone na położonym wyżej parapecie. No to trochę siadałem na to, a potem, jak tylko przysunąłem się do parapetu, to zaraz się przewracam. I przewracam, no bo gdyby weszło w kiszkę stolcową, to koniec. Drugi raz już nie chcę siadać. A on wtedy za pręta wziął i zaczął mnie okładać. No to na piętach skóry nie miałem. Tylko na palcach chodziłem. Co za cholerny ból, jak leje się w pięty. Jezu…”.

Edward Kuśnierski opowiadał o nieco innych „metodach” śledztwa:

„Przechodziłem w areszcie różne tortury, np. odwracano taboret do góry nogami i sadzano mnie na jednej nóżce, która wbijała się w kiszkę stolcową, a nogi kazano trzymać na drugim taborecie. Kiszkę stolcową miałem po tym porwaną, ale jakoś samoistnie się to zagoiło. […] Przeszedłem również tzw. stójkę, tj. tzw. torturę bezsenności. Wchodziło się w taki słupek, gdzie nie dało się usiąść, bo jak tylko trochę zginało się kolana, to już zapierały się o ścianę. W takim słupku stałem 12 godzin. Strasznie puchły nogi. Na samym dole budynku, jak się wychodziło z celi nr 1 (na dole było chyba sześć cel), szło się na prawo, gdzie za taką ścianką była piwniczka, na tyle niska, że nie można było się tam wyprostować. Było to zalane wodą, np. do ud. Ta woda była ta sama od roku lub wielu lat, a tam się przecież sikało i załatwiało. Nie dało się więc usiąść i nie można się było wyprostować. Jedno co można było zrobić to przyklęknąć na kolana. Wtedy ta śmierdząca z pływającymi fekaliami woda sięgała do klatki piersiowej. Łaziły w niej robaki. Tam był także jeden prysznic, więc po takiej torturze szło się pod prysznic bo musieli to wymyć, żeby dalej iść na śledztwo. Dawali jakąś koszulę połataną, jakieś spodnie drelichowe i tak się szło. Położyli mnie na ławę, takim szlauchem wpompowali mi do żołądka trzy litry słonej wody i potem taki drab, wyższy ode mnie o trzy głowy, uderzał mnie w żołądek, co powodowało wymioty wody z krwią. I potem przez trzy dni nie dawali wody, ani nawet zupy. Położyli tylko dużego solonego śledzia i kawałek chleba razowego. Ja sikałem i moczem smarowałem sobie usta (bo pękały od tej soli) i piłem”.

Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa z Białegostoku nie oszczędzali także kobiet, o czym opowiadała Henryka Bartłomiejczuk:

„Z powrotem było śledztwo. Znowu zaczęło się bicie. Przez trzy tygodnie pary z ust nie puściłam, no to straszne było bicie. Kijem sękatym bili. […] Taki mały to w pięty mnie bił. Kazał klękać na stołku i kijem bił w pięty. Jak chcieli bić w tyłek, to kazali przewiesić się przez stołek, tak że głowa zwisa do dołu, szmatę umoczoną w glince czy w czym narzucali i wtedy leli. Inny jak trzasnął mnie w gębę, to krew od razu na ręku mu została. Krwotoku dostałam. To potem do lekarza mnie prowadzali z tą szczęką. Palec mi złamali, z ucha krew ciekła. Byłam zawszona, skrwawiona, zmaltretowana”. Nawet ówczesna prokuratura wojskowa raportowała o biciu więźniów w białostockiej siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa. Stwierdzano nawet: „Są pewne poszlaki, że bicie […] jest przeprowadzane za wiedzą, a nawet na polecenie kierownictwa”.

Wiele osób twierdzi, że w obrębie posesji wykonywano też regularne wyroki śmierci. Miało to miejsce w niewielkim budynku na tyłach obiektu – w rusznikarni. Zwłoki zmarłych i pomordowanych były grzebane na terenie posesji, podobno także palono je w piecach miejscowej kotłowni. Według jednego z byłych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa zwłoki te wywożono także poza obiekt: „Zwłoki straconych wywoziliśmy w skrzyniach, najpierw za strzelnicę Wojska Ochrony Pogranicza, na Bema, ale to za blisko. Nowe miejsce znaleźli przy Zielonej, tam miała powstać też strzelnica wojskowa. Norma to trzy trupy dziennie, a właściwie nocą. Najczęściej rozstrzeliwano między dwunastą w nocy a pierwszą. To był długi, wąski korytarz. Strzelający celował w tył głowy, sam stojąc za drzwiami z otwartym judaszem – takim małym okienkiem. Mogli i wieszać. Wkładało się zwłoki w skrzynki i wiozło po pierwszej na Zieloną. Trupy wysypywaliśmy, skrzynki wracały na Mickiewicza”.

W 1956 r. budynek został zajęty przez milicję. Okres tzw. „odwilży” i domaganie się rozliczenia zbrodni „stalinowskich” spowodowało, że milicja szybko postanowiła się pozbyć obiektu, który budził tak złe skojarzenia. Wkrótce budynek został zaadaptowany do innych, urzędniczych celów. Obecnie mieści się w nim Sąd Apelacyjny. W niektórych pomieszczeniach piwnicznych – dawnych celach aresztu – zachowały się jeszcze napisy więźniów, z najczęstszym i najbardziej charakterystycznym:

„Boże, nie opuszczaj nas”.

Marcin Zwolski

Białystok - Siedziba Sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego, Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oraz Informacji Wojska Polskiego

ul. Ogrodowa 2

W latach 1930–1932 prywatny inwestor wybudował dwupiętrową kamienicę czynszową. W sierpniu 1944 r. zajął ją sowiecki kontrwywiad wojskowy Smiersz 2 Frontu Białoruskiego. Sowieci zajęli też niewielki budynek przy Ogrodowej 4 – zakwaterowano w nim żołnierzy. Początkowo na areszt przeznaczono chlewki odgradzające dziedziniec od sąsiednich posesji. Były one jednak słabo zabezpieczone i 16 września zbiegło z nich trzech ważnych więźniów: komendant Obwodu Armii Krajowej Białystok-miasto major Czesław Hake „Zemsta”, szef Wojskowej Służby Ochrony Powstania Okręgu Armii Krajowej Białystok kapitan Stanisław Gryga „Szary” oraz Jerzy Trojanowski „Grot”. Odtąd więźniów przetrzymywano tylko w piwnicach głównego budynku. Cele były niewielkie i prawie bez wyposażenia – za prycze służyły deski położone na betonowej podłodze. Było w nich dużo szczurów i wszy.

Przesłuchania opisała Anna Wysibirska:

Najpierw strażnicy walili karabinem do drzwi, potem ze zgrzytem otwierali zamki, a kiedy wpadali do celi, ostrym światłem świecili wprost w oczy i darli się »anuka podimajsa na wopros, bystro!«. Sceny takie powtarzały się dwa-trzy razy każdej nocy, w dzień »woprosy« należały do wyjątków […]. Śledztwo prowadzili oficerowie niżsi rangą. W czasie przesłuchań prześcigali się w obrzucaniu mnie jakże wulgarnymi epitetami, »bladź« i »sabaka« należały do dobrego tonu. Jednorazowe przesłuchanie trwało od jednej do trzech godzin. Prawie zawsze trzeba było stać na baczność, czasami pozwolono usiąść na brzegu taboretu bez oparcia tak, aby przesłuchujący mogli potrząsać aresztantem we wszystkich kierunkach. Zazwyczaj było dwóch śledczych i nigdy nie mogłam się zorientować, który uderzy lub popchnie. Przerwy między jednym a drugim przesłuchaniem trwały krótko. Po sprowadzeniu do celi całą siłą woli starałam się zapamiętać, co, jak i o czym mówiłam, aby bezbłędnie powtórzyć to samo na następnym »woprosie«, a przecież najtrudniej jest zapamiętać swoje własne kłamstwo. Zdarzało się, że sen ścinał z nóg, a oczy same kleiły się mimo woli i właśnie wtedy rozlegało się łomotanie do drzwi, wpadali strażnicy i, wrzeszcząc »anuka podimajsa na wopros, bystro!«, wypędzali mnie z celi. Zrywałam się półprzytomna i biegłam po schodach na pierwsze piętro, a za mną jeszcze szybciej pędzili strażnicy, popychając karabinami do przodu. Przesłuchania, poprzedzane łomotaniem karabinami w drzwi i wrzaskiem, oślepianie zmęczonych oczu i ordynarny wulgaryzm w czasie »woprosów« doprowadzały więźniów do prawdziwego obłędu”.

Sowieci opuścili obiekt wraz z rozpoczęciem tzw. ofensywy styczniowej na początku 1945 r. Natychmiast wprowadzili się do niego funkcjonariusze Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, którzy zajęli oba budynki – również ten przy Ogrodowej 4, gdzie urządzili mieszkania personelu. Miejskie UB zostało zlikwidowane rok później, 8 stycznia 1946 r., i budynki przez kilka miesięcy stały puste. Kamienicę przy Ogrodowej 2, tym razem bez sąsiadującego budynku, zajęła latem służba kontrwywiadu wojskowego – Informacja Wojska Polskiego. W areszcie przetrzymywano zatrzymywanych żołnierzy – głównie złapanych dezerterów, ale także więźniów politycznych. Byli więźniowie zgodnie twierdzą, że w porównaniu do innych aresztów i więzień panowały tu znośne warunki.

W 1957 r. Informacja Wojska Polskiego została zlikwidowana, a budynek przejęły ostatecznie władze miasta. Obecnie kamienica – od 1984 r. obiekt zabytkowy – stanowi współwłasność Zarządu Mienia Komunalnego w Białymstoku i osób prywatnych. W piwnicach zachował się oryginalny układ cel, wszystkie drzwi więzienne oraz ogromna ilość napisów wykonanych przez więźniów ołówkiem kopiowym lub wyrytych w cegłach i tynku. Większość z nich sporządzili więźniowie Informacji Wojska Polskiego, ale niektóre pochodzą też z wcześniejszego okresu. W 2013 r. na wniosek Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku te relikty po represyjnej historii obiektu zostały objęte ochroną Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

Marcin Zwolski

Projekt i realizacja: Laboratorium Artystyczne | Oprogramowanie: Black Wolf CMS